Reklama

Mateusz Kościukiewicz: "Od dawna chciałem zrobić film z Andrzejem Jakimowskim"

W grudniu na wielkim ekranie zadebiutował nowy film w reżyserii Andrzeja Jakimowskiego - "Uśmiech losu". W główną postać Andrzeja wcielił się Mateusz Kościukiewicz. Jego bohater przybywa na małą grecką wyspę, aby objąć spadek po wujku. Na jego drodze pojawia się przepiękna Greczynka, która kradnie jego serce. Z okazji premiery filmu porozmawialiśmy z Kościukiewiczem o kulisach powstawania oraz jego przygotowaniach do roli.

W grudniu na wielkim ekranie zadebiutował nowy film w reżyserii Andrzeja Jakimowskiego - "Uśmiech losu". W główną postać Andrzeja wcielił się Mateusz Kościukiewicz. Jego bohater przybywa na małą grecką wyspę, aby objąć spadek po wujku. Na jego drodze pojawia się przepiękna Greczynka, która kradnie jego serce. Z okazji premiery filmu porozmawialiśmy z Kościukiewiczem o kulisach powstawania oraz jego przygotowaniach do roli.
Mateusz Kościukiewicz /FREDERIC J. BROWN /AFP

  • Mateusz Kościukiewicz w roli głównej w najnowszym filmie Andrzeja Jakimowskiego - "Uśmiech losu". Aktor wcielił się w postać Andrzeja, fotografa ze Śląska, który przybywa na małą grecką wyspę, by objąć spadek po wujku.
  • Kościukiewicz w rozmowie z Interią opowiedział o kulisach powstawania filmu, przygotowaniach do roli i nie tylko. "Przez wiele lat ekipy filmowe musiały pracować w bardzo skromnych warunkach, proces kreowania fabuły był bliski dokumentowi. Teraz powstają także wielkie wysoko budżetowe fabuły" - mówi.
  • Mateusz Kościukiewicz nie może narzekać na brak propozycji ról. W ostatnim czasie widzowie oglądali go w produkcjach filmowych i serialowych, takich jak: "Święty", "Bracia" czy "Gorzko, gorzko!".

"Uśmiech losu": O czym jest film?

"Uśmiech losu" to najnowszy film Andrzeja Jakimowskiego, autora takich produkcji, jak: "Imagine", "Sztuczki" czy "Zmruż oczy"). Andrzej (Mateusz Kościukiewicz), fotografik ze Śląska, przybywa na małą grecką wyspę, aby objąć spadek po stryju. Na miejscu okazuje się, że ten zapisał mu w testamencie kamienny szałas oraz położone w cieniu wulkanu pole. Rozczarowany spadkiem Andrzej postanawia jak najszybciej sprzedać odziedziczoną własność i wrócić do kraju. Wcześniej jednak musi odpracować dług, który jego stryj zaciągnął u greckiego sąsiada.

Mateuszowi Kościukiewiczowi na ekranie partnerują: jeden z najwybitniejszych greckich aktorów - Themis Pannou ("Miss Violence", "Dorośli w pokoju") oraz wschodząca gwiazda helleńskiego kina - Ifigeneia Tzola ("Tajemnice wyspy").

Mateusz Kościukiewicz dla Interii: "Bardzo lubię pracować z aktorami, którzy też są filmowcami"

Justyna Miś, Interia: Spotykamy się z okazji premiery filmu "Uśmiech losu", w którym zagrałeś główną rolę. Zacznijmy od początku. Jak wyglądały kulisy twojego angażu do filmu?

Mateusz Kościukiewicz: - Od dawna bardzo chciałem zrobić film z Andrzejem Jakimowskim, był na mojej liście reżyserów, z którymi jeszcze nie pracowałem. Andrzej zadzwonił do mnie i powiedział, że ma dla mnie rolę. Zapytał, czy chciałbym ją zagrać. Powiedziałem, że dobrze się składa i zgodziłem się z ogromną radością.

Jakie były twoje pierwsze wrażenia po przeczytaniu scenariusza?

- Od razu było widać, że to film Jakimowskiego. To jego klimat, styl, poetyka. Spotkaliśmy się na dłuższą rozmowę i przedstawił mi swoją koncepcję. Wiedziałem już, że to będzie super przygoda. To jeden z tych planów zdjęciowych, gdzie ekipa filmowa jest bardzo mała, mieści się w przysłowiowym busie. To jest niezwykłe, unikatowe doświadczenie. Robi się film fabularny, ale kręci się w stylu dokumentalnym. Bardzo lubię robić tego typu produkcje.

Właściwie jesteś jedynym polskim aktorem na ekranie. Jak ci się współpracowało z Grekami?

- Filmowcy to jest uniwersalne plemię. Gdy robię filmy za granicą, bez trudu rozpoznaję kto, w jakim pionie pracuje. Kto pracuje przy oświetleniu, kto w scenografii, a kto w pionie kamerowym i tak dalej. Z kolei aktorzy tworzą osobne zgrupowanie na planie. Bardzo lubię pracować z aktorami, którzy też są filmowcami. Którzy skupiają się nie tylko na swojej kreacji, ale także na pracy zespołowej. 

- Themis Panou jest właśnie taką osobą. To aktor z imponującym dorobkiem. Warto przytoczyć nagrodę dla najlepszego aktora, którą dostał na festiwalu w Wenecji. Jego poziom profesjonalizmu i warsztat pracy był na najwyższym poziomie i to była wielka przyjemność podpatrywać takiego aktora. Jeśli chodzi o proces rozwijania się, nauki, to najwięcej można się nauczyć od doświadczonego kolegi z planu. To było bardzo ciekawe spotkanie, mimo trudnych warunków pracy w Grecji, gdzie robi się mało filmów fabularnych, ta praca była na bardzo wysokim poziomie.

Mateusz Kościukiewicz brał lekcje z... akcentu śląskiego!

Czy musiałeś się specjalnie przygotowywać do roli? W niektórych scenach mówisz po śląsku, w końcowych nawet po grecku.

- Miałem konsultanta. Może dla większości ludzi akcent śląski nie jest istotny, ale dla samych Ślązaków jest na granicy świętości, więc z dużym lękiem do tego podszedłem. Bardzo trudno jest osiągnąć w miarę akceptowalny poziom. Przez kilka tygodni ćwiczyłem akcent. Starałem się z całych sił, żeby to dobrze wypadło. To dość zabawne, ale z greckim było łatwiej. Był lepiej przyswajalny, można było go fonetycznie zapisać i nauczyć na pamięć. Ale muszę przyznać, że język sam w sobie jest bardzo trudny, by swobodnie nim władać.

- Mam zawsze dość skrupulatnie zaplanowany cały sezon. To kolejny rok, w którym było bardzo dużo dni zdjęciowych. Do tego dochodzą przejazdy, próby, przymiarki, nabywanie umiejętności. Od paru lat kładę duży nacisk na przygotowanie fizyczne. Każdy etap produkcji wiąże się z innymi zadaniami i jest dla mnie tak samo ważny.

Masz jakieś sposoby, żeby po zejściu z planu odpocząć?

- Spędzam czas z rodziną. Gdy byłem młodszym, mniej doświadczonym aktorem, rzucałem się na jakiś film, grałem główną rolę, skupiałem się na procesie rozwoju, teraz podchodzę do tego bardziej kompleksowo. Tak, jak planuję przygotowania do danych ról, tak samo planuję wychodzenie z nich, tak zwane "lądowanie". Są różne rodzaje lądowania. [śmiech] Zawód aktora to w połowie praca ciałem, a w połowie praca głową. Na tym polega profesjonalizm, żeby odpowiednio dbać o siebie, by móc być w tym zawodzie jak najdłużej. Gdy nieświadomie płacisz za to zbyt wysoką cenę, to znaczy, że jesteś amatorem.

W jakich lokalizacjach kręciliście "Uśmiech losu"?

- Kręciliśmy na wyspie Nisiros. Prawie na samym południowych wschodzie Grecji. Właściwie bliżej Egiptu niż Aten. Niezwykły krajobraz. Wyspa wulkaniczna, czynny wulkan. Wysepka pozbawiona masowej turystyki. Prom przypływa dwa razy dziennie. Na wyspie można znaleźć zrujnowane, opuszczone miasteczka. Ludzie zza granicy przyjeżdżają i wykupują bardzo tanio te ruiny i je remontują. Ta wyspa to jest jeden wielki wulkan, magiczne, specyficzne miejsce z mikroklimatem.

Czy w swoim bohaterze, Andrzeju, odnajdujesz w jakimś aspekcie siebie?

- Jestem aktorem. Zawsze ściśle współpracuję z reżyserem, producentami. Kreowanie postaci to jest praca zbiorowa. Nie byłoby bohatera bez kostiumu, charakteryzacji, operatora, dźwiękowca i tak dalej. Moim zdaniem aktor musi odnaleźć się w hierarchii, która panuje na planie. Musi zrozumieć, na jakich zasadach ma funkcjonować. Bez wsparcia ekipy filmowej nie da się stworzyć dobrej roli. Gdy ktoś proponuje mi rolę, na wstępie pytam, czego ode mnie oczekuje.

- Dość szybko złapaliśmy z Andrzejem Jakimowskim wspólny język. To twórca filmów z pogranicza kina art-housowego, z nurtu kina autorskiego. Sam je produkuje, pisze, reżyseruje. Tworzy te filmy z ludźmi, z którymi pracuje od wielu lat. W tego rodzaju pracy reżyser oczekuje, żeby aktor przekazał jego myśl. Jako aktor pierwszoplanowy musisz wziąć odpowiedzialność za cały zespół, szczególnie na etapie realizacji. Musisz oddać pracę innych ludzi, posplatać wszystkie sznurki ze sobą. Wszystko ostatecznie zmierza do tego, by nakręcić scenę. Wszystkie elementy łączą się w jednej chwili i to jest ten magiczny moment, ale też ogromna odpowiedzialność. Każde nasze potknięcie jest kosztowne i ważne jest, by nie zawalać. Czasem sam się zastanawiam, jakim cudem to się wszystko łączy. [śmiech]

"Uśmiech losu" to luźna opowieść oparta na motywach życia fotografa Jacka Przybyłowskiego. "Święty", w którym zagrałeś w tym roku również był inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Czy w filmach opartych na faktach gra się inaczej niż w fikcji?

- Filmy inspirowane faktami, a filmy oparte na faktach to są dwa zupełnie różne rodzaje scenariuszy. W filmach opartych na faktach są dostępne dokumenty, bibliografia, można odnieść się do konkretnych źródeł. A w filmach inspirowanych faktami te wydarzenia są tylko zalążkiem do rozwijania pomysłu. W "Świętym" Andrzej Baran to taki bohater, na którego pomysł pochodzi z akt śledztwa, które doprowadziły reżysera do policjanta, który je prowadził. Po rozmowie z nim, on tego użył na potrzeby historii. 

- Film rządzi się swoimi prawami. Podczas mojej kariery polska kinematografia, ogromnie się zmieniła. Przez wiele lat ekipy filmowe musiały pracować w bardzo skromnych warunkach, proces kreowania fabuły był bliski dokumentowi. Teraz powstają także wielkie wysoko budżetowe fabuły. Niestety, mamy poważny kryzys kina autorskiego. To wynika również z tego, że widownia zmieniła swoje przyzwyczajenia i bardzo wygodnie jest siedzieć przed telewizorem. Wyprawa do kina powoli zaczyna przypominać wyjście do teatru czy opery. Z mojej perspektywy zarówno kino komercyjne jak i kino autorskie to bardzo ekscytujące doświadczenia. Uwielbiam duże plany filmowe, gdy nagle wjeżdżają krany, podnośniki, masa światła, gigantyczna scenografia, kostiumy. To niesamowite przeżycie. Ogrom pracy tak wielu zdolnych i utalentowanych ludzi. Poziom zagięcia czasoprzestrzeni, załamania rzeczywistości jest ogromny. Podsumowując, i te małe filmy, z pogranicza dokumentu i te wielkie epickie projekty to unikatowe doświadczenia, których życzę każdemu młodemu aktorowi.

Mateusz Kościukiewicz dla Interii: "Często sam wpycham się na castingi"

W jaki sposób wybierasz role?

- Naturalne dla mojego pokolenia aktorów zawsze było to, żeby chodzić na castingi. Ja uwielbiam castingi. Zawsze był to dla mnie jakiś rodzaj rywalizacji. Można też zagrać sceny z różnymi aktorami, których nie spotka się na innych planach. To jednocześnie dodatkowy trening. Ważne jest, żeby nie spocząć na laurach. Staram się wybierać role w taki sposób, żeby pasowały do mojego założonego planu, ale też pierwszeństwo mają osoby, z którymi mam szczególną relację lub propozycja, którą mi przedstawiają, jest istotna dla mnie prywatnie. Przez to, że sam pisałem scenariusze i pracowałem w produkcji, doskonale wiem, że jeśli twórca proponuje aktorowi rolę w filmie, to znaczy, że wykonał ogromną pracę, żeby znaleźć się w tym momencie i absolutnie nie wypada odmawiać spotkania, rozmowy. Z zasady nikomu tego nie odmawiam. Często sam wpycham się na castingi, bo chcę popróbować, zobaczyć jak grają nowi aktorzy. Staram się trzymać rękę na pulsie.

Jakiej kreacji aktorskiej chciałbyś, aby ci życzyć?

- Jestem zawodowcem i profesjonalistą, w robocie skupiam się na tym, co mam do zrobienia, a nie na marzeniach.

Czytaj więcej: Mateusz Kościukiewicz nie narzeka na brak pracy. Już wkrótce pojawi się w dwóch filmach!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mateusz Kościukiewicz | Uśmiech losu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy